Feeds:
Wpisy
Komentarze

Posts Tagged ‘Polly’


Ƹ̵̡Ӝ̵̨̄Ʒ Poranek ponury, ale z biegiem dnia przejaśnia się coraz bardziej i na coraz dłużej. Pod wieczór jest już przyjemnie słonecznie, a temperatura dobija do 11°C.
Po kilku dniach niewychodzenia na balkon zajrzałem do pelargonii. W namiocie pod włókniną miały całkiem ciepło i kilka już kwitnie. W okolicach trzynastej goszczę przez moment Barbarę. Na obiad dojadam pyzy z mięsem, cebulę (przysmażyłem trzy główki) i kiszoną kapustę. Później doczytuję reportaż „Diabły z Bassa Modenese” i przeglądam nowy, jubileuszowy (500) numer „Nowej Fantastyki”. Administracja ogarnęła sytuację na Forum i strona wróciła do życia. Niestety u mnie nadal wyświetla się komunikat Fatal error i muszę czekać cierpliwie, aż wszystko wróci do normy, bo jest chyba jakiś problem z moim IP.

___________
¹ Do czego doszedłem już późną nocą, gdy nie pomogło zmienianie przeglądarek, kasowanie ciasteczek, przechodzenie w tryb incognito, ani restart modemu. „A jest jeszcze coś takiego, jak bramka proxy” – przypomniałem sobie. Sprawdziłem i okazało się, że przez bramkę forum działa. Tyle że hasła do logowania nie pamiętam, więc mogłem jedynie popatrzeć na główną stronę.

Fatal error, dzień siódmy
I po awarii

Read Full Post »


Ƹ̵̡Ӝ̵̨̄Ʒ Przez chwilę miałem pomysł, by zostawić tu odsyłacze do kilku starszych blotek bez komentarzy. Że jak ktoś ma chęć, to niech sobie poczyta i skomentuje, bo czekają na reakcje. Ale później sam rzuciłem okiem na te teksty i mi przeszło. Było, minęło.

Ƹ̵̡Ӝ̵̨̄Ʒ Ƹ̵̡Ӝ̵̨̄Ʒ Ƹ̵̡Ӝ̵̨̄Ʒ

Jeśli komuś mało (lektury), może sobie przeczytać kartkę wyrwaną z bloga Palnika:

Szary, prosty blog: Wielki Piątek
sobota 10 kwietnia 2004, godz. 08:22

Wczorajszy dzień był jakże inny od tych codziennych, z początku nic nie zapowiadało tego. Wczesnym porankiem byłem już na nogach i napisałem notkę do bloga, później próbowałem załatwić jedną ważną sprawę dla mnie, ale unikanie mnie przez Pana MW doprowadziło tylko do stanu emocjonalnego niezbyt przyjemnego. Na szczęście poczta polska udowodniła, że działa wyjątkowo sprawnie i list polecony wysłany poprzedniego dnia z miasta X do miasta Y dotarł w terminie.

Później wyprawa do centrum handlowego, gdzie wspólnie z P postanowiliśmy zjeść pizzę wegetariańską tak aby nie naruszyć do końca zasad Wielkiego Piątku, a równocześnie nie być głodnym. Tam spotkaliśmy się z Panem R, z którym wspólnie obżeraliśmy się pizzami (serowa i wegetariańska), a także innymi bezmięsnymi posiłkami. Po tej uczcie dostaliśmy w programie lojalnościowym ponad 1150 pktów. Dzięki spotkaniu z Panem R, dowiedzieliśmy się o pomyśle pójścia na drogę krzyżową startującą sprzed kościoła Św. Anny na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. W ten oto sposób dzień, który zacząłem w iście laicki sposób miał kończyć się jakże pięknie.

Umówieni na 19:45 przybyliśmy na miejsce zbiórki przed terminem, odczekaliśmy 7 – 8 minut ponad ustalony czas, w końcu wysłałem sms do Pana R stylizujący na rzymskie stwierdzenie: Veni Vidi Vici, byliśmy, czekaliśmy, poszliśmy. W ten sposób dotarliśmy wspólnie z P, na początek drogi.

Jakie przeżycia, jakie przemyślenia?? No cóż, po filmie Pasja, inaczej spojrzałem na całą ceremonię drogi, mimo swojego nienajlepszego nastawienia do instytucji KK (kościół katolicki), nie byłem tym razem tak sceptyczny, słuchałem to co mówili ludzie przez głośniki, ich przemyślenia dotyczące stacji ich, tak myślę, świadectwa wiary.

W pewnym momencie mijaliśmy na ul. Miodowej kościół Ojców Bazylianów, greko-katolicki i w tym momencie przypomniałem sobie, że to jest ten z nielicznych czasów, gdy termin świąt wielkanocnych zarówno w kościołach protestanckich, katolickich i prawosławnych jest ten sam.

Krocząc wśród tłumu zastanawiałem się nad tym, że jednak dziwnie jest iść wśród tylu osób, pomyślałem o małżeństwie N, którzy wierzą w Boga tak jak ja bym chciał, a nie obchodzą w taki sposób świąt, oni w każdym momencie wielbią Boga, w każdym momencie są z Nim. Dla nich nie są potrzebne święta kalendarzowe. Doszło do mnie, że nie wszyscy chrześcijanie muszą obchodzić święta, a i tak będą bliżej Boga niż wielu z nas – „wierzących”.

Jakie największe przeżycie z drogi?? Chyba słowa o siedmiu grzechach głównych.

Po wszystkim powrót do domu, czy z nowymi postanowieniami? Tak, ale czy będę je realizował?? Będę się starał.

PS. kilka razy widzieliśmy wspólnie z P Pana R wraz z trzema innymi osobami, ale… każdy sam musi przejść swoją drogę krzyżową, każdy niesie swój krzyż, i chyba tym razem tak trzeba było, aby nie robiąc z tego następnej okazji do spotkania iść i przemyśleć swoje postępowania, wysunąć wnioski i postanowienia.

Palnik

_________________
¹ Wiem, niekonsekwentny jestem. Blog Palnika też był i przeminął. Tak jak nasza znajomość. Pewnie bym go (Palnika, nie bloga) nawet nie poznał, gdybym kiedyś przypadkowo mijał na mieście. A nawet gdybym poznał, nie wiem, czy bym podszedł i zagadał. Bo i o czym? Było, minęło.

Read Full Post »


Ƹ̵̡Ӝ̵̨̄Ʒ Wróciłem. Tak jakby. Ciałem na pewno. Przez weekend może wróci też reszta.
Na dworze chłodno, pochmurno, deszczowo. Na termometrze max. 21°C.
Przyjechałem do miasta pierwszym porannym autobusem. Mama odprowadziła mnie jeszcze na przystanek.
W nocy musiało padać, bo w liściach balkonowych pelargonii stała woda.
Przeszedłem się na cmentarz, później zrobiłem szybkie zakupy w Biedronce i u Mistrza Jana. Po śniadaniu opłacam rachunki za mieszkanie i sprawdzam, co ciekawego działo się w sieci, w kraju i na świecie w czasie mojej nieobecności w mieście. Na wsi nie interesowałem się niczym i o niczym nie myślałem. Byłem z mamą.
Na obiad gotuję makaron i jem z jogurtem. Po osiemnastej ucinam sobie trzygodzinną drzemkę. Wieczorem kąpię się wcześniej i już nie wychodzę na spacer. Może jutro.

Read Full Post »


Ƹ̵̡Ӝ̵̨̄Ʒ Na termometrze ledwo 28°C (i na dworze, i w mieszkaniu), a znoszę to gorzej, niż niedzielne trzydzieści trzy. Pewnie coś z ciśnieniem było nie tak, podnosiło się, lub spadało.
Odżywam dopiero po wieczornej kawie, w okolicach dwudziestej drugiej.
Na szczęście od wtorku (do końca lipca) prognozują ochłodzenie.

Read Full Post »


Ƹ̵̡Ӝ̵̨̄Ʒ Wstaję o szóstej, więc przed wyjściem do kościoła mam jeszcze czas na spokojną herbatę. Na dworze chmurzy się i chyba zaczyna padać, bo widzę przez okno dwie panie chroniące się pod parasolami. Toteż wychodząc też biorę swój, całkiem niepotrzebnie. Zanim docieram z drugiego piętra na parter, padać przestaje, a przez pół godziny mszy wiatr przegania na dobre chmury i dzień ostatecznie okazuje się równie suchy, jak wszystkie poprzednie dni od półtora miesiąca.
Rodzinę spotykam przed kościołem, przyjechał nie tylko Leszek z Ulką (samochodem, bo mieszkają na drugim końcu miasta), ale przyszła też ciotka/kuzynka Aldonka. „No trudno – myślę. – Chciała to przyszła. To na kawę zaproszę i ją. Inaczej nie wypada. Pomieścimy się jakoś”. Martwiłem się na zapas¹. Aldonka była umówiona z synem na wyjazd o ósmej i po mszy śpieszy się do domu. Leszek tez z początku się wymawia brakiem czasu², ale jego żona chce się spotkać i stawia na swoim.
– Ja to chętnie zajdę, chociaż na chwilę, bo mamy trochę do pogadania. Nawet zabrałam z sobą materiały do uzupełnienia³.
Msza jak msza. Było może z dwadzieścia osób, w intencji babci, oprócz naszej czwórki z rodziny, chyba jedna Poncjuszowa jeszcze. Wierni gremialnie przystąpili do komunii, co jest dla mnie nadal sporą nowością, bo z czasów, gdy chodziłem jeszcze systematycznie do kościoła, pamiętam, że kiedyś sporo osób przy komunii zostawało w ławkach. Teraz chyba ja jeden okazałem się zatwardziałym grzesznikiem, niegodnym spożywania chleba ze stołu Pańskiego.
W domu parzę gościom słabiutką kawę (Leszek chce z jednej łyżeczki, a Ulka wręcz Inkę, mleko 3,2% też jest dla nich zbyt mocne, u siebie używają tylko 1%), częstuję ciastem, daję do przejrzenia stare zdjęcia (przy porządkach znalazłem spore pudełko⁴ różnych dubletów, dla których zabrakło miejsca w albumach) i rozmawiamy. O genealogii głównie, bo Ulka mocno się interesuje historią rodziny i stara wyrysować jak najokazalsze drzewo genealogiczne.
W internecie jest sporo stron, na których można takie dane gromadzić – zauważam, gdy się rozłożyła na stole ze swoimi kartkami i zaczęła uzupełniać odrośl od ciotecznej babki Franciszki (dla mnie w prostej linii prababki).
– Wiem. Działałam trochę na MyHeritage, ale wykorzystałam darmowe możliwości, a nie chcę płacić abonamentu. Mam trzech synów, ale żaden nie jest zainteresowany moimi dociekaniami. Mówią, że im to w ogóle niepotrzebne.
– Teraz. Za kilka lat może im się zmieni. No i może jakiś wnuk się tym jeszcze zainteresuje. Czy wnuczka.
– Mam samych wnuków.
– Synowie młodzi, mogą się jeszcze i wnuczki pojawić.
Rozmawiamy, Ulka trochę notuje, bardziej przegląda zdjęcia i wybiera, których nie ma u siebie. A niewiele takich, bo dziadek zawsze robił dużo odbitek i szczodrze obdzielał nimi rodzinę.
– Połowy zdjęć byśmy nie mieli, gdyby nie Leon – stwierdza Leszek.
Gdyby nie pilne zobowiązania Leszka spotkanie trwałoby o wiele dłużej niż czterdzieści minut. Ale umówiliśmy się wstępnie na przełom lipca i sierpnia, że jak wrócą z sanatorium, dadzą znać i wtedy ja wpadnę do nich na kawę. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Chyba chciałbym trochę.

_____
¹ Mama jest na kuzynkę trochę cięta, że przez dziesięć lat nie znalazła czasu, żeby babkę odwiedzić chociaż raz i chyba mi się lekko udzieliła ta mamina uraza.
² Co nie było tylko czczą wymówką, bo po ósmej miał telefon z pytaniem, gdzie jest i kiedy będzie wolny, bo coś tam, coś tam.
³ Później się okazało, że miała też dla mnie ksero swoich spisów genealogicznych.
⁴ Po elektrycznym przepływowym ogrzewaczu wody. Pamiętam, że był taki w Szczytnie nad zlewem w kuchni, więc jak nic babka przywiozła w tym pudełku coś od Gieni, jakieś szkła może. Dwadzieścia lat temu.

Read Full Post »

Jestem zbyt zmęczony na długie, szczegółowe pisanie, dlatego tym razem spróbuję znów być zwięzły. Dzień był ciepły, słoneczny, a ja odwykłem od świeżego powietrza i spacerów.
Uroczystości pogrzebowe udały się całkiem ładnie.
– Pożegnaliśmy babcię godnie – podsumowała rzecz mama i mogłem przyznać jej rację.
Było godnie i w mocno kameralnym gronie. Nawet Kunegundy zabrakło, rozłożonej ponoć ciężkim przeziębieniem. Bratanica praktyki też sobie odpuściła, więc może usprawiedliwienia Barbary nie mijają się z faktami. Przyjechał razem z żoną Kazik z Białegostoku i to było bardzo miłe. Że chciało mu się taki kawał, choć to nie pożegnanie kogoś z rodziny, że kierowała nim sama sympatia dla babci. Wzruszył mnie dowód pamięci dwóch blogowych znajomych¹, które złożyły się na zamówioną pocztą kwiatową ładną wiązankę.
Różaniec po czternastej poprowadził organista. Mszę pogrzebową odprawił ksiądz Piotr, wikary, który przez kilka ostatnich lat odwiedzał babcię pierwszymi piątkami.
Goście z Białegostoku po pogrzebie dali się zaprosić na krótką nasiadówkę w domu przy soku i ciastach. Wcześniej spotkałem Kazika tylko raz, mama znała go równie słabo, a mimo to od razu nawiązaliśmy bliską więź, rozmawiało się nam zupełnie swobodnie, jak z kimś z rodziny spotykanym od lat². Wystarczyła chyba ta wieloletnia, bliska przyjaźń łącząca seniorki rodzin³ (obie Gienie) i to, że Kazik autentycznie lubił moją babcię, a ona jego. Przy ciepłych wspominkach pojawił się obowiązkowy motyw: naleśniki smażone na maśle, którymi Gienia lubiła częstować gości.

Tu przerwę, bo miało być krótko. Zmęczenie, co prawda, jakby przechodziło z nadciągającym chłodem nocy, ale wiem, że jest⁴ i że przyda mi się wcześniejszy, długi sen. Przed chwilą Kazik przysłał SMS-a, że już szczęśliwie dojechał do Białegostoku (mama ze swoimi wzięła taxi i dzwoniła z domu przed dziewiętnastą), więc nic już mnie nie trzyma w stanie gotowości i mogę pakować się do łóżka (tapczanik babci najwygodniejszy nie jest, ale na razie będę korzystał z tej miejscówki).

____________
¹ Polly i Lidko, jeszcze raz wielkie dzięki!
² Ba! Z Barbarą tak się nie da, choć jest w rodzinie od dziewiętnastu lat.
³ A może raczej długoletnia znajomość i przyjaźń łącząca dwa małżeństwa (moich dziadków i rodziców Kazika) z jednych stron Wileńszczyzny?
⁴ Chciałem włączyć radio, celując pilotem w ścienny zegar.

Read Full Post »


Ƹ̵̡Ӝ̵̨̄Ʒ Rano nie chce mi się wychodzić po chleb, ale jeść też nie bardzo, więc po telefonie mamy wracam do łóżka i drzemię prawie do czternastej. Babka na śniadanie ma do waniliowego serka piętkę z przedświątecznego bochenka, sam kończę sałatkę z tuńczykiem. Obiad jest późny i równie resztkowy. Babce nie podeszła drobiowa galaretka. Gotuję jej ostatki kaszy manny, sam kończę niedojedzoną przez nią galaretkę i dopycham płatkami kukurydzianymi.
Wieczorem siadam do „Hell-P” Dębskiego. Po raz trzeci, więc mogę się co najwyżej zastanawiać, czy wszystko już było w pierwszym wydaniu powieści i czy nadal bawi mnie humor autora¹, czy z niego nie wyrosłem przez minione piętnaście lat.

_____________________
¹ Bohaterowie walczą z guimonami, pradawnym złem, pomiotami Cthulhu.

Jarkie to inna nazwa guimonów. Wymawia się „jarek”…
– Ciekawe, dość popularne imię w Polsce. A w Turcji, jak mi mówiono, znaczy „chuj”.

Read Full Post »

Older Posts »