Feeds:
Wpisy
Komentarze

Była mama, do szesnastej. Rozmawiamy głównie przez długość mieszkania, bo nadal leżę, a mama trzyma się intensywnie wietrzonej kuchni, woląc zachować bezpieczny dystans od zarażającej (zapewne) rodziny.
– Jak ja się rozchoruję i położę, to nawet nie będzie miał kto szklanki wody mi podać – mówi.
– Synowa się mamą troskliwie zaopiekuje – żartuję (szydzę?). – Jak córka!
– Już to widzę. To wokół niej trzeba cały czas skakać. Już bym wolała kogoś wynająć i zapłacić.
Obiadu gotować nie trzeba, bo nie mamy z babką apetytu na nic do gryzienia, wysyłam więc mamę tu i tam, po to i owo.
– do Gamy po sok pomidorowy
– do biblioteki, żeby odebrała dwa zamówione tomy przygód detektywa Maxa Wolfe’a¹
– do apteki po Scorbolamid i koktajle proteinowe dla babki²
– do saloniku RUCH-u po marcowy numer „Kina”.³
Babka tylko śpi.

_______
¹ Czekały odłożone od soboty
² – Ze cztery mama kupi. Albo sześć. Truskawkowe, waniliowe. Byle nie czekoladowe. Firma obojętna. Mogą być nawet te droższe, Nutridrinki.
Przyniosła chyba z szesnaście. Optymistka.
³ Nie było.

Przelotem (#3290-3292)

Coś mnie dopadło i rozłożyło.
Nie wiem. Przeziębienie? Covid? Grypa? Co jest najmodniejsze w obecnym sezonie?
W każdym razie przesypiam całe dnie. I noce też. Choć taki sen, gdy człowiek budzi się co godzina, dwie nie jest zbyt krzepiący [zmienić na przymiotnik bardziej adekwatny].
Wstaję z łóżka [wygrzebuję się z barłogu?; znaleźć coś bardziej dramatycznego] tylko, gdy już absolutnie muszę, czyli łazienkę odwiedzić i przypilnować, by babka nie odwodniła się do reszty. Zwłaszcza na to drugie jestem uczulony, bo wiem po zgonie niedołężnej sąsiadki¹, jak o to zadziwiająco łatwo.
Wrócę do blogowania jak tylko wyzdrowieję².
Jak nie wrócę, to wiadomo.
________________
¹ A Irena MB w porównaniu z babką w o wiele lepszej kondycji fizycznej była. I miała do pomocy atrakcyjnego opiekuna, oddaną przyjaciółkę, siostrę PCK na dochodne i troskliwego sąsiada. A mimo wszystko w pięć upalnych dni doprowadziła się do takiego stanu, że poszła do piachu.
² Teraz odpaliłem na chwilę komputer, bo już mnie boki od leżenia bolą. I plecy. Pewnie mam gorączkę, więc jakby co – pisałem sam, ale nie do końca.

Na szczęście nie miałem w planach wyjścia do muzeum o szesnastej¹, więc mogłem zająć się spokojnie tym, czym trzeba było się zająć. Po osiemnastej wyskoczyłem jeszcze na szybkie zakupy do Gamy² i w okolicach dziewiętnastej mogłem wreszcie odpalić komputer i usiąść do śniadania. W radiu (PR2) puścili transmisję „Lohengrina” z MET z Piotrem Beczałą w partii tytułowej. Nie wyłączam, choć to Wagner. Po raz kolejny mi się zdarza, więc chyba pora skończyć z gadaniem, że nie lubię Wagnera (muzyki). Po dwudziestej pierwszej robię kolejne zakupy – w Biedronce. Rachunek wyszedł poniżej stówy, więc jakieś tanie te zakup były, czyli mniejsze niż zazwyczaj. Babka drzemie cicho i głęboko.
______________
¹ Było spotkanie przy okazji promocji książki o historii regionu („Pasym. Miejsce które rodziło władzę”), a później kameralny koncert wiolonczelowy.
² Dialog przy kasie ze znienawidzoną przez brata kasjerką („ta wredna gruba” o niej mówi, a gdy kiedyś z rozpędu „Dzień dobry” jej powiedział przez pół wizyty przeżywał to niedopatrzenie):
– Mleka… cztery?
– Tak, cztery.
Piiip… [odgłos skanowania] Piiip…
– Ojej, pięć nabiłam. Zaraz zawołam…
– Nie trzeba – przerywam (dalej by było pewnie „…kierowniczkę, żeby wycofała towar”). – Podlicza pani resztę zakupów, a ja przyniosę piąte.
Dopiero wracając z mlekiem pomyślałem, że zostawianie portfela na ladzie było z mojej strony czymś mocno nierozsądnym.

Rano zaspałem i budzi mnie dopiero telefon mamy po dwunastej. Babka znów ma niepokojąco niskie ciśnienie, 92/49. Dziw, że śniadanie zjadła. Że obiadu już nie zero zdziwienia. Więcej… cóż… same rodzinne patologie, o których ani pisać, ani pamiętać warto. Na noc zaplanowałem oglądanie „Wolf Packa”¹, to się trochę odstresuję.
___________
¹ Serial z wilkołakami. Dla nastolatków.


Ƹ̵̡Ӝ̵̨̄Ʒ Nowy tatuaż brata okazał się być kwitnącą kapustą, a nie jak myślałem różą (zasugerowałem się opisem bratowej?).
– To na drugiej dłoni cebulę teraz wytatuujesz? – spytałem.
– Bez wątpienia – potwierdził Paweł.

Miejsce na twoją reklamę


Nie wiem. Może teraz zacząłbym bardziej klasycznie, zgrabnym cytatem?

„Wszyscy, jakiegokolwiek są stanu, jeżeli dokonali czegoś dobrego na tym świecie albo czegoś, co wydaje się dobre, powinni – o ile kochają prawdę i są sympatyczni – opisać własnoręcznie swe życie. Jednak nie powinni zaczynać tego pięknego przedsięwzięcia, zanim nie skończą czterdziestu lat”.
Sądzę, że dokonałem wielu dobrych rzeczy, a jeszcze więcej takich, które uważam za dobre. No i jestem dość miły, i mówię prawdę, o ile nie jest zbyt nudna (mojego wieku sobie nie przypominam).
Ulegam więc namowom rodziny, a także pokusie, żeby opowiedzieć o sobie samym, bo – co tu ukrywać – świadomość, że będą mnie czytać w całej Dolinie Muminków, jest bardzo nęcąca.
Niech moje skromne zapiski staną się dla wszystkich Muminków, a zwłaszcza dla mojego syna, źródłem radości i wiedzy. Moja dobra niegdyś pamięć niewątpliwie popsuła się nieco z biegiem lat. Jednakże z wyjątkiem nielicznych wypadków, gdzie być może zdarzy mi się trochę przesadzić bądź przekręcić, co z pewnością doda tylko barwy opowiadaniu, autobiografia ta będzie całkowicie wiarygodna.
Z uwagi na uczucia żyjących jeszcze osób zmieniam czasem na przykład Filifionki na Paszczaki albo drozdy na jeże i tak dalej, lecz wnikliwy czytelnik i tak na pewno zrozumie, o kogo naprawdę chodzi.¹

Zwłaszcza, że wiek mam już stosowny. Wchodząc w przygodę z tym pisaniem ani lat odpowiednich nie miałem, ani żadnych z osiągnięć uważanych przez niektórych za dobre.
A może w ogóle bym nie zaczął? Bo czy teraz miałbym jakieś szanse dowiedzieć się o blogach i wciągnąć w takie pisanie? W 2004, gdy Onet startował ze swoją platformą blogową, to ciągle była w miarę świeża nowość, popularna i promowana, a mnie nadal ciekawiły netowe nowinki. Niestety lata korzystania z Internetu skaziły mnie przeświadczeniem, że tutaj wszelka zmiana jest zazwyczaj zmianą na gorsze.
Co do samego słowa wstępnego – zdecydowanie nie chcę być czytany przez jakieś liczne grono. Ta piątka czytelników, którą mam obecnie, zaspakaja w zupełności moje frekwencyjne ambicje². Ale co do reszty idę właściwie łapa w łapę z Tatusiem Muminka. Prawie.

Dzień #3286.

_______
¹ Tove Jansson, Pamiętniki Tatusia Muminka, przekład Teresa Chłapowska, Nasza Księgarnia, Warszawa 2014, str. 9-10
² Zmienić na: zdecydowanie mi wystarczy?

ja nie jestem ani dumny ani pokorny
ani mądry ani głupi
ani cnotliwy
a więc jestem nikim
a więc nie jestem
i nie warto mną się zajmować
skoro nie będąc
jestem nikim
a będąc nikim
nie jestem¹

– Czyli teraz chcesz porozmawiać o sobie? – pyta Świechna.
– Teraz? – dziwię się. – Nie zauważyłaś, że akurat tego to chcę zawsze i wszędzie? Z tym, że nie uważam, by było warto, więc nigdy i nigdzie nikogo do tego nie namawiam. Ani nawet nie zachęcam. Przez szacunek dla rozmówców. Niewątpliwie.
A skoro jesteśmy już przy pragnieniach – babka znów zjadła ledwo pół obiadu. Odczekawszy najpierw godzinę, aż pierogi dokładnie wystygną. Gdybym podał je prosto z lodówki, od razu w opakowaniu, zaoszczędziłbym fatygi podgrzewania i kilka złotych z rachunku za gaz, o wodzie zużytej do mycia garów nie wspominając.
_________________
¹ Pedro Calderón de la Barca, Życie jest snem. Imitował Jarosław Marek Rymkiewicz, PIW Warszawa 1971, str. 29-30