Człowiek do tchnienia podobny, dni jego jako cień przemijający.
(Ps 144,4)¹
Kolejny rozmemłany weekend. W dzień śpię, po zachodzie słońca się uaktywniam i robię… w sumie nie wiadomo co. Nic wartego zarywania nocy na pewno. „Suplement mój” Kulmowej leży odłogiem i chyba znów do biblioteki wygonią mnie ponaglenia o zwrot przetrzymywanych książek. A zima się nie poddaje, mrozi i dosypuje śniegu.
Sobota
Wieczór z dość słabą „Alciną” na Dwójce (PR2). Dźwięk jest z wystawienia scenicznego, więc daleko mu do ideału. Ale lubię, więc słucham. Z przerwą na zakupy w Biedronce, bo potrzebuję Somersby do zapicia tego, że dziennikarze mojego ulubionego (nadal, jeszcze, mimo wszystko?) radia zrobili z Emily D’Angello kontratenora. Później przypominam sobie o Netflixie i oglądam odcinek „Klasy”. Bez zagadki „Kto zabił?” (nie ma szans, by odpowiedź była inna, niż w „Elite”) produkcja ma za mało atrakcji, by wciągnąć.
Niedziela
Radio (PR2), Nicolo Balducci, a na dokładkę Geoffrey Burgon z soundtrackiem do serialu „Znowu w Brideshead” (1981), bo Żurawiecki² z Kozińską³ przypomnieli mi pospołu, jaki to był świetny serial (książka) i jaką miał dobrą muzykę.
_____
¹ Psalmy, przekład Izaak Cylkow (Warszawa 1883)
² Bartosz Żurawiecki na FB:
Dorota Kozińska napisała świetny tekst o serialu, który był dla mnie szkołą uczuć i inicjacją seksualną w jednym. „Znowu w Brideshead” według powieści Evelyna Waugh. Oglądałem go w polskiej telewizji jako ledwie pełnoletni 19-latek. A poszczególne odcinki nagrywałem na kasety VHS ku utrapieniu moich rodziców, którzy nie mogli zasnąć przez trzaski odtwarzacza i falset przesuwającej się taśmy. Od tego właśnie serialu datuje się moja (dzisiaj raczej wygasła) miłość do Jeremy’ego Ironsa. I Anthony’ego Andrewsa, który nie zrobił niestety kariery porównalnej do tej, jaką zrobił w moim sercu. Oraz do muzyki Geoffreya Burgona, którą kupiłem na CD podczas pierwszego pobytu w Londynie.
Nigdy już nie potem nie pokochałem żadnego serialu miłością równie czystą (i nieczystą zarazem). Samą powieść przeczytałem dopiero kilka lat później, kiedy ukazało się jej wznowienie, bo pierwsze polskie wydanie było nieosiągalne (a nie istniało wówczas, przypominam, Allegro).
Pamiętam, że przeżyłem pewien zawód, gdy wyczytałem, że „Znowu w Brideshead” stanowi katolicki zwrot w twórczości Waugha. Cóż, każdej fascynacji musi towarzyszyć rozczarowanie.
Potem była kolejna adaptacja, kinowa, ale wiadomo, że to już było nie to – mimo Bena Whishawa i Emmy Thompson. Teraz „Brideshead Revisited” rewizytuje ponoć Luca Guadagnino, robiąc nowy serial. Nie wchodzi się trzy razy do tego samego Brideshead, tym niemniej nie tracę nadziei, że może znowu coś we mnie drgnie.
³ Dorota Kozińska, Lament po stracie. Evelyn Waugh i „Powrót do Brideshead”. Darmowe konto w „Tygodniku Powszechnym” daje dostęp do pełnej treści trzech artykułów w ciągu 30 dni.
Read Full Post »