Blog
(ang. „web” sieć; „log” dziennik) dziennik internetowy służący do publikowania oryginalnych treści. Forma twórczości sieciowej szczególnie popularnej w okresie Web 2.0. Kanoniczny b. składa się przede wszystkim z odwrotnie chronologicznie zamieszczanych wpisów, które zajmują centralną część strony internetowej. Z boku znajdują się dodatki, m.in.: polecenia innych blogów, komentarze, kalendarz. Tak rozumiany b. ma charakter historyczny i jest rzadko spotykany w przestrzeni internetowej. Został wyparty przez bardziej różnorodną twórczość internetową, która ze stron i platform blogowych przeniosła się do serwisów społecznościowych. B. prowadzone są na stronach prywatnych, stronach i podstronach firmowych, platformach blogowych oraz w mediach społecznościowych, które twórcy adaptują do tego celu (np. Facebook). B. najczęściej są twórczością indywidualną, ale zdarzają się również b. kolektywne, tworzone przez grupę autorów. Początkowo b. stanowiły cyfrową wersję dzienników i pamiętników, więc traktowały głównie o różnych sferach życia autora. Z czasem wyodrębniły się b. tematyczne – powiązane z konkretnymi zagadnieniami, wybranymi aspektami życia czy branżą. Jedną z cech b. jest oryginalność treści, a więc twórczy wkład autora w to, co publikuje. Dotyczy to także linklogów, czyli b. zawierających polecenia innych miejsc w sieci (w formie linków) – w tym przypadku powinno być zaproponowane przez autora zestawienie. B. może być narzędziem promocji w e-marketingu. Wówczas treści, które się tam znajdują, powstają w ramach pracy osób odpowiedzialnych za promocję. B. tego typu to: firmowe i produktowe (przybliżają specyfikę branży i prezentują ofertę), eksperckie (pomagają kreować osoby związane z firmą na godnych zaufania specjalistów z branży), patronackie (nie muszą mieć bezpośredniego związku z działalnością firmy, najczęściej świadczą o społecznym zaangażowaniu; prowadzone są pod patronatem firmy).
Blogosfera
ogół blogów i powiązań między nimi w sieci internetowej. Termin ukuty w okresie największej popularności blogowania (Web 2.0), gdy dominowały blogi tekstowe o szablonowej strukturze (m.in. wpisy odwrotnie chronologiczne, boczny pasek z poleceniami innych blogów). Określenie jest nawiązaniem do logosfery. Obecnie termin ma charakter historyczny. Początkowo blogi powstawały na prywatnych stronach internetowych i miały zbliżony układ. Ich prowadzenie wymagało przynajmniej podstawowej wiedzy w zakresie projektowania i prowadzenia stron internetowych. Gdy na rynku internetowym pojawiły się wyspecjalizowane platformy (np. Blogspot, WordPress), oferujące darmowe miejsce do blogowania z estetycznymi i prostymi w użyciu szablonami, blogowanie przeżywało swój rozkwit. Poszczególne platformy blogowe tworzyły swoje społeczności, w których obserwowanie i polecanie blogów było łatwe i nie wymagało zapośredniczenia innymi kanałami komunikacji. Wraz z ekspansją serwisów społecznościowych popularność b. zaczęła spadać, gdyż twórcy blogów systematycznie przenosili się sieci i portali społecznościowych, gdzie mogli liczyć na większą liczbę odbiorców. Wpłynęło to najpierw na fragmentaryzację, a potem ostateczny rozpad b. Niektóre media społecznościowe zostały silnie skolonizowane przez blogerów, jak np. powstały w 2005 r. YouTube, który stał się miejscem dla vlogerów, czyli twórców blogów wideo. Rok później powstał Twitter umożliwiający mikroblogowanie i gwarantujący dużą liczbę aktywnych współużytkowników. Współcześnie z powszechnego użycia wyszło także słowo „bloger” – określające osobę tworzącą bloga. Rozmyte zostało także samo pojęcie „bloga”, który przestał być szablonowym dziennikiem internetowym i zaczął przybierać bardziej różnorodne formy. Obecnie mówi się raczej o twórcach internetowych, identyfikujących się z formą twórczości lub medium społecznościowym, w którym publikują swoje treści (np. youtuberzy, tiktokerzy, podcasterzy). W Polsce jedną z pierwszych platform blogowych stworzył w 2001 r. Onet (Blog.pl)¹, który organizował również konkurs na „Blog roku”. Blog.pl został ostatecznie zamknięty w 2018 r.
Leksykon terminów medialnych A-L²
Pewnie powinienem, ale nie czuję się jak latimeria. W ogóle.
poniedziałek, 15 marca 2004 r.
Z trudem wygrzebuję się z pościeli kwadrans po dziewiątej i po pobieżnych ablucjach ruszam w miasto zrobić zakupy. W hurtowni na Dworcowej³ biorę jabłka, w sklepiku na Krótkiej bochenek razowca. W mojej Biedronce (plac Słowiański) nadal trwa remont. Ciekawe, czy po otwarciu nadal będzie w niej stoisko z wypiekami z Piecek⁴. Słodkie drożdżówki od Borzyma (sklepik na Krótkiej) jakoś niezbyt mi pasują. Po południu dopada mnie ból głowy. Łykam dwa Nurofeny z nadzieją (matka głupich), że zadziałają i pomogą. Dobrze po piętnastej drepczę jeszcze na rynek, zrobić zakupy w tamtejszej Biedronce. A po powrocie zalegam przy komputerze i zakładam blog na Onecie, Pokój z widokiem5, od razu po pierwszym wpisie (19:37) chwaląc się na lewo i prawo ledwo napoczętym dzieckiem (stąd blogowy podtytuł: dla zaproszonych gości).
Po dwudziestej mam kolejny odcinek (215) „M jak miłość” z wprowadzonym przez Ilonę Łepkowska gejowskim wątkiem rozgrywanym przez importowanego z USA Marka Probosza. Po serialu wracam jeszcze do netu. Klikam na GG z Palnikiem6, Robertusem i Madim, coś piszę na forum. Spać kładę się dobrze po północy.
Tak bym to opisał teraz, po dwudziestu latach.
W skąpych notatkach w terminarzu nie zanotowałem nic na temat pogody ani co było na obiad. Babce nie poświeciłem nawet jednego zdania. Jak sprawdziłem w programie tv, „Modę na sukces” emitowano wtedy w TVP1 o 16:25. Babka pewnie obejrzała odcinek (2156). A po nim Teleexpress. „M jak miłość” oglądaliśmy razem?
Czym żył świat dwadzieścia lat temu? Na pewno nie staliśmy jeszcze na krawędzi katastrofy klimatycznej, która zmiecie ludzkość z powierzchni ziemi. Ani na progu wojny nuklearnej, która wygubi ludzkość szybciej i skuteczniej niż zmiany klimatu. Polski rząd koegzystował w przyjaźni z opozycją, a opozycja z rządem. Jan Paweł II nadal był największym Polakiem i autorytetem nawet dla polityków lewicy. Tylko zdegenerowane, cyniczne jednostki, takie jak Jerzy Urban7, nie darzyły czcią i uwielbieniem naszego ukochanego Ojca Świętego. Polski kler nadal przestrzegał przykazań, a księża, jeśli nawet grzeszyli przeciwko czystości, to tradycyjnie, z gospodynią. O pedofilii słyszało się tylko w kontekście USA, może Irlandii, a nasi biskupi nie musieli tuszować żadnych afer. To były dobre czasy, pełne nadziei i optymizmu. Ludzie rozmnażali się entuzjastycznie w przeświadczeniu, że jest dobrze i będzie dobrze, a gdy przyjdzie koniec, będzie jak w bajce i napiszą im na nagrobkach „Żyli długo i szczęśliwie, póki nie umarli”. Teraz nie ma co nawet na nagrobek liczyć, a jeśli nawet, to nie dłużej niż na dwadzieścia lat, bo najważniejsze są pieniądze.
______________________________
¹ To akuratnie nie jest do końca prawdą. Serwisem blogowym Onetu był OnetBlog (onet.blog.pl), uruchomiony w lutym 2004 roku. 2004 to data za Wikipedią. Komunikaty zarchiwizowane w Web.Archive wskazywałyby na grudzień 2003. Sam odkryłem OnetBlog dopiero w marcu 2004, pewnie zaraz po tym, jak odnośnik do serwisu pojawił się na głównej belce Onetu. A Blog.pl był prywatną inicjatywą przejętą przez Onet. WirtualneMedia jako rok założenia i wykupienia Blog.pl podają daty 2000 i 2007.
² Agnieszka Całek: Leksykon terminów medialnych A-L, Wydawnictwo Adam Marszałek, Toruń 2024; str. 88-89
³ Zapomniałem o tej miejscówce. Też powinna była trafić do albumu „Tu było, tu stało”.
⁴ Jeśli to był remont, przy którego okazji zlikwidowano stoisko z prasą i zmieniono ciąg komunikacyjny, przenosząc wejście do sklepu na stronę od cmentarza i parkingu, to już tych bułek się nie doczekałem.
5 W Web.Archive brak niestety zapisów z pierwszych dni istnienia bloga, ale w grudniu 2004 on mniej więcej nadal wyglądał tak samo, jak na początku, już bez krowy w winiecie, ale nadal z różowiutkim tłem.
6 Z zaskoczeniem (i bez większej radości) odkryłem, że nadal mam kopię tej rozmowy. Że też akurat ona musiała się zachować mimo awarii dysku, która pozbawiła mnie większości archiwaliów z pierwszych lat intensywnego netowego życia.
7 Jak tak się teraz zastanawiam… W 2004 mieszkałem już od kilku lat z babką, ale chyba nadal miałem wykupioną prenumeratę tygodnika „Nie”, który był dostarczany pod adres rodziców. Rodzice (ojciec, zdeklarowany ateista; matka niedoszła partyjna działaczka, wyrzucona z PZPR w początkach lat 70. za zaległości w opłacie składki członkowskiej) lubili czytać Urbana i każdy numer jego pisma czytali od deski do deski.
Read Full Post »