– A urodziłeś się o dwudziestej – przy obiedzie mamie zbiera się na wspominki. – W piątek.
– Wiem. Już mi to mama mówiła kilka razy.
– Powtarzam się. Starość. Spytałam kiedyś matkę Wielgusa na jego urodzinach, czy pamięta, o której miała poród. A ona już nie pamiętała…
– Babcię też kiedyś pytałem, o której mamę urodziła i też nie pamiętała – mówię, może niezbyt potrzebnie.
– Ciotka Melania opowiadała, że miałam tylko kilogram, jak się urodziłam. „Taka malutka byłaś jak kociak!” mówiła. Wcześniak siedmiomiesięczny. Babcia¹ od razu kazała mnie ochrzcić z wody, bo nie wierzyła, że przeżyje. Ale później się mną zajęła i jakoś odchowała. I nawet w ogóle nie chorowałam w dzieciństwie. A brat się urodził normalnie, duży, zdrowy, a później był bardzo chorowity. I zapalenie płuc złapał, i różne przeziębienia.
– Babcia¹ miała wprawę w odchowywaniu dzieci – zauważam.
– Tak, wychowała własnych siedmioro.
Sześcioro właściwie, ale to szczegół (tu i teraz nieistotny drobiazg) i przynajmniej w tym mamy nie poprawiam.
_______
¹ Franciszka, dla mnie prababka.