Miałem zacząć odchudzanie. Nawet baterię do wagi łazienkowej kupiłem.
Niestety mama przywiozła duży kawał pasztetu z zająca. Tak duży, że szybciej się zepsuje, niż babka sama da radę zjeść. I nasmażyła kopiasty talerz naleśników na obiad. Tak kopiasty, że i na trzy obiady wystarczy.
O zostawionych słodyczach (czekoladki z urodzinowej bombonierki, wafelek z promocji i garść cukierków) nawet nie ma już co wspominać.
Normalna dywersja.
Dzień sześćset osiemdziesiąty czwarty (piątek)
29 stycznia 2016 Autor: Hebius
Coś bardzo pozytywnego wyziera z tego wpisu – jest mama, dobry pasztet i naleśniki, duuużo naleśników. Ja bym się na Twoim miejscu nie odchudzała. Pal licho dywersję:)
Niestety za mocno się zapuściłem – odchudzanie to wręcz konieczność, jeśli mam zamiar wiosną wyjść do ludzi :)
Mama przywiozła duży kawał pasztetu z zająca, nie przewidując, że Hebius zajęczy. A tak poważnie, to warto podtrzymać zamiar.
Podtrzymam, podtrzymam.
Jutro już nie będzie spaceru po chipsy.
Spacer tak, chipsy nie. Może handel w niedziele zostanie zakazany, to będzie ci łatwiej. :-)
O, wtedy to zdecydowanie :)
Zamiast czipsów:
:-)
Ale ja nie potrzebuję niczego zamiast. Wystarczy, że w niedzielę nie zajdę do Biedronki :)
Musisz się na coś zdecydować: albo waga łazienkowa będzie używana i będzie odnotowywała postępy, albo pasztet i słodycze. Decyzja należy do Ciebie:-)
Przecież tutaj nie ma o czym decydować. Skończy się pasztet i słodycze, to zacznę używać wagi :P
Jak już nie będziesz miał kasy, wtedy odchudzanie przyjdzie łatwiej.
No nie wiem. Ponoć w obecnych czasach otyłość to głównie problemem osób ubogich.
no proszę a dopiero co mówiłeś mi, że się nie odchudzasz :P
Tak mówiłem?
niom …gdzieś tak napisałeś coś w stylu „czy ja mówiłem, że się odchudzam” czy jakoś tak …
W sumie teraz to odchudzanie też jest takie niezbyt absorbujące. Co zresztą można wyczytać z blotki :)